Bogusława Latawiec – poetka, prozaiczka, krytyczka literacka, redaktorka, nauczycielka szkół średnich. Urodziła się 25 września 1939 roku w Wołominie. Mieszka w Poznaniu. Absolwentka polonistyki poznańskiej (1961). Debiutowała wierszami w 1962 w almanachu „Poeci pomorscy I”. Publikowała wiersze, prozę, recenzje, eseje w „Odrze”, „Życiu literackim”, „Literaturze”, „Twórczości”, „Kulturze Niezależnej”, „Zeszytach Literackich”, „Nurcie”, „Arkuszu”, „Sycynie”, „Toposie”, „Kresach”, „Tekstach Drugich”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Pograniczach”, „Dzienniku Polskim” (USA); jej wiersze tłumaczono na angielski, francuski, grecki, niemiecki, rosyjski, węgierski, estoński. W latach 1974-82 kierowała działem poezji i krytyki poetyckiej miesięcznika „Nurt”, w drugiej połowie lat 80. prowadziła w Poznaniu gazetę mówioną „Struktury III”, od listopada 1991 do maja 2003 była redaktorką naczelną miesięcznika „Arkusz”.
Należała do Związku Literatów Polskich aż do jego delegalizacji w stanie wojennym, w 1989 r. wstąpiła do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jest członkiem Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych oraz Klubu Literackiego PEN. Znaczące nagrody literackie zdobyła już w 1964 roku. Należy tu wymienić: I Nagrodę w konkursie „Życia Literackiego” za opowiadanie Klasówka z wyobraźni, wyróżnienie w konkursie Wydawnictwa Poznańskiego za powieść Nie widziałam tak długiej chorągwi, Nagrodę Peleryny za najlepszy debiut poetycki roku – tomik Otwierają się rzeki. W 1970 autorka otrzymała Nagrodę „Ugrupowania 66” im. Tadeusza Peipera za tomik Całe drzewo zdania, a w 1985 roku – przyznawaną przez twórców obiegu niezależnego – Nagrodę 3. Maja za tom opowiadań Pusta szkoła. W roku 1993 polski PEN-Club po wydaniu Powidoku uhonorował ją nagrodą za całokształt twórczości poetyckiej. Po Kochanej Maryniuchnie została laureatką Nagrody im. Józefa Łukaszewicza „Posnaniana 2003”.
W debiutanckiej powieści Latawiec Nie widziałam tak długiej chorągwi (Poznań 1965) pulsował żywioł wspomnienia, analizującego przeszłość, próbującego ją scalić i uogólnić. Pisarka ukazywała proces kształtowania się świadomości pokolenia urodzonego w początkach wojny, dla którego stabilny świat dzieciństwa pogrążony był w koszmarze okupacji, tymczasem rzeczywistość powojenna niszczyła tę stabilność, przynosząc w zamian splot groźnych i niezrozumiałych spraw.
W tomie opowiadań Solarium (Poznań 1969) pokazała rzeczywistość jak najbardziej współczesną. Miejscem zdarzeń była dawna szkoła, do której wraca się w roli nauczycielki, odkrywając zapomniane już lub nie rozpoznane reguły gry. Szkoła, demaskowana jako gmach-więzienie, okazywała się otwarta na świat i pulsująca życiem jak termitiera. Pamięć, widziana jako narzędzie do walki z heraklitejską skazą świata, ujawniała nie tylko zmienność rzeczy, lecz także niestałość ich wspomnienia.
Następna jej powieść, Ogród rozkoszy ziemskich (Poznań 1976), przyniosła pisarstwo niezwykle zmysłowe, przepełnione materialnymi skojarzeniami. Zewnętrzny, behawioralny świat przemieniał się w ciągi wsobnych metafor i obrazów. Ta magiczna literacka kreacja została poddana samoświadomej refleksji, bowiem autorka pisała o tworzeniu swojej powieści i o stwarzaniu własnej tożsamości.
W opowiadaniach zebranych w tomie Pusta szkoła (Warszawa 1987) Latawiec demaskowała i demistykowała szkołę, którą jako świat i kraj, tudzież urząd i gmach wymyśliła niegdyś w jednym z pierwszym tekstów. Był to docelowy biegun wędrówki motywu, zrodzonego pod onirycznym patronatem Schulza, a objawiającego się teraz w Kafkowskiej grozie.
Wydana jeszcze w podziemiu (Warszawa 1989), zaś opublikowana w oficjalnym obiegu dopiero sześć lat później Ciemnia, miała silny rys autobiograficzny i obrachunkowy, ale szło w niej bardzo wyraźnie o kwestie artystyczne. O odszukanie i otworzenie minionego czasu za pomocą przemyślanej, wiarygodnej psychologicznie narracji. A czas ów wyświetlał się w sposób nieciągły, pulsował, uderzał znienacka refleksami przeszłości, by potem przez długi okres w ogóle się nie wyjawiać.
Gęstwina (Warszawa 2001) to przede wszystkim sztuka portretu literackiego. Najbardziej zamaszysty związany jest z uroczystością wręczenia literackiej Nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej, ale znakomite są także inne: Tadeusza Różewicza, Marii Kuncewiczowej, Uty i Juliana Przybosiów. Przebija z nich niepokój o prawdę jednostkowego istnienia, o kwintesencję indywidualnej tożsamości, o twórczy sens życia. Latawiec portretuje też zastraszony przez terrorystów Paryż, zniszczony wojną Dubrownik, pogrążony w ginącym komunizmie Brześć, zmieniający się Poznań czy amerykańskie miasta polskich emigrantów.
Kochana Maryniuchna (Warszawa 2003) jest powieścią wielopłaszczyznową i wielotworzywową. Autorka w umiejętny sposób połączyła żywioł autentycznej wojennej korespondencji z okresu I wojny światowej z własną wizją historycznego kontekstu tych listów, a także z sugestywnym obrazem współczesnej rzeczywistości, w której pisarskiej „ja” rozpoznaje rekonstruowany świat. Latawiec skrupulatnie odtworzyła kształt materialny i duchowy Poznania z lat 1914-1915, korzystając z kart pocztowych, map i innych dokumentów, a nade wszystko doskonale rekonstruując język, nasycony miejskim żargonem, wielkopolską gwarą oraz – wszak to pruski Poznań – licznymi germanizmami.
Jako poetka Bogusława Latawiec debiutowała tomikiem Otwierają się rzeki (Poznań 1965), prezentując stylistykę zdyscyplinowaną, precyzyjną językowo i odwołującą się do materialnego konkretu, jakim bywa najczęściej ciało. Dobrze znała rodzime i obce lekcje wyobraźni: europejskiego romantyzmu, Leśmiana i francuskich surrealistów. Ceniła lekturę konstruktywistycznych, ale i zanurzonych w metafizyce wierszy Juliana Przybosia, nastawionych lingwistycznie, a zarazem przenikających ontologię człowieka utworów Tymoteusza Karpowicza. Tomik ujawniał też, jak silnie odcisnął się w jej pamięci spór o „wizję” i „równanie”, jak bardzo dążyła do pogodzenia, syntezy obu tych, technicznych, estetycznych i – jak się później okazało – również etycznych nurtów liryki polskiej.
W kolejnych tomikach autorka zaczyna bardziej ufać sobie, śmielej kontempluje swoją jaźń, a nierzadko i podświadomość. Dużo swobodniej, co absolutnie nie oznacza mniej precyzyjnie, buduje poetycką frazę. Całe drzewo zdania (Warszawa 1970) przynosi doskonale postawione pytania o granice człowieka i świata, bytu i poznania. Sformułowane jakby od niechcenia, indagują dojmująco o koniec, kres każdej prawie rzeczy: topograficzny, wegetacyjny, anatomiczny, metafizyczny.
W następnej książce poetyckiej, w Przestrzeniach (Poznań 1975), Bogusławę Latawiec interesuje przede wszystkim problematyka osobowości człowieka i podmiotowości twórcy, dodajmy od razu – zawsze własnej, egotycznej. Osobowość pojmuje jako egzystencjalną esencję, w podmiotowości zaś widzi sedno kreacji. Wykorzystuje asocjacyjny zapis mrocznej rzeczywistości sennej lub hipnotyczną rekonstrukcję zapoznanych zdarzeń, jak u surrealistów.
Tomik Z żywych jeszcze źrenic (Poznań 1981) zawierał wiersze z końca lat siedemdziesiątych. Zaczynała się w nie już wciskać rzeczywistość pozaliteracka. Groźna, ponura, pesymistyczna. Poetycką odpowiedzią Latawiec był katastrofizm. Zrazu oniryczny, obecny w przedsennych, sennych i posennych obrazach rozmaitych stworzeń i obiektów, których deskrypcje układały się w cykl Zwierzęta nocy. A potem coraz bardziej jawny. Pokazujący rozpad – a mówiąc językiem fizyki, do której nawiązuje tekst Z prędkością światła – entropię pozaliterackiej rzeczywistości.
Na zupełną jawność czytelnicy musieli jednak poczekać z górą dziesięć lat. Tyle bowiem czasu upłynęło, nim ukazał się kolejny tomik Bogusławy Latawiec, Powidok. Wiersze z lat 1980-1991 (Warszawa 1992). Zderzyła się w nim niespieszna retrospektywność z momentalną aktualnością, awangardowe przetworzenie oglądu z reporterskim realizmem notacji. Epickie „kiedyś” i dramatyczne „teraz” nałożyły się na siebie, dając przejmujący efekt artystyczny. Wyobraźnia Latawiec, pielęgnująca dotąd trwałe, ponadczasowe konstrukcje literackie, zmuszona została do kreowania aktów doraźnych, wręcz prowizorycznych. Szybki zapis, brudny montaż – tak można by to określić językiem współczesnych nośników informacji.
W poetyckim wyborze Bogusławy Latawiec nigdy całości (Warszawa 1995) znalazło się najwięcej wierszy właśnie z Powidoku, pokazujących, że autorka jest mistrzynią w analizie przepływającego strumienia świata, a także niezrównanie pokazuje trwałość metafizycznych epifanii wobec błyskawicznego fizycznego znikania człowieka. Ale ostatnie utwory zapowiadały już kolejną odsłonę liryczną, bardziej niż kiedykolwiek otwartą geograficznie na świat. Oto w utworach i pod utworami zaczęły się pojawiać z większym natężeniem nazwy zagraniczne. Wraz z nimi przyszły świeże inspiracje dla wyobraźni, nowe impulsy do artystycznych transpozycji i notacji świata – tak zewnętrznego, jak i wewnętrznego.
Te zapowiedzi artystyczne rozwinął i uzupełnił tomik Razem tu koncertujemy (Poznań 1999). Znalazły się w nim wszystkie utwory z lat 1991-1994 pomieszczone w poprzednim zbiorku oraz najnowsze nowsze teksty z drugiej połowy dekady. Spotkamy tu wiele utworów dedykowanych ojcu, powracających w onirycznych wycieczkach do czasów, kiedy rodzice jeszcze żyli, ba, gdy byli młodzi i życie mieli przed sobą. Nici przeszłości, które rozsnuwa Latawiec, oplatają się również na materii ściśle artystycznej: na płótnach Van Gogha i Cranacha, na witrażach Chagalla, na freskach włoskich kościołów, na rzeźbach Rodina. Aliści owa historia, a niekiedy nawet archeologia ma najczęściej wymiar „powidokowy”, by skorzystać z uruchomionego już tu terminu. Obrazy z minionych etapów, okresów i epok nakładają się bowiem na teraźniejszość, czytelnie uwyraźnianą nie tylko podpisem pod wierszem, lecz także strukturalnym „teraz” wypowiedzi.
Bogusławę Latawiec można zaliczać do awangardowego skrzydła polskiej poezji współczesnej. Aczkolwiek autorka pochyla się ostatnio coraz częściej w kierunku weryzmu, w stronę mimetycznych technik obrazowania. Uwodzi ją „urok jasnego mówienia o otaczającym świecie”, raz po raz pociąga ją chęć operowania „słowem przejrzystym i potocznym”. Nadaje to jej liryce wymiar nierzadko prawie klasyczny, oczywista w Eliotowskim rozumieniu tego określenia.
Gdyby czas był ziemią[]
Ukazał się nowy tomik poezji Bogusławy Latawiec Gdyby czas był ziemią ("Biblioteka Toposu", Sopot 2011), złożony z wierszy z lat 2007-2011. W niektórych z nich zapisała się pamięć miasta, którego zwykłe, gwarne miejsca przekształcając się w przestrzeń palimpsestową (Plac Wolności, Rynek Wildecki). Fabuły innych toczą się w między-miejscach, we śnie i ogrodzie, gdzie spotykają się światy człowieka oraz światy zwięrząt i roślin (Więzień, Plenna szałwia, Kotka Myszeida, Drzewo-Ja). Poetyckie obrazy odwołują się do lokalności przeżycia, otwierając ją jednocześnie na obszary refleksji o możliwościach spotykania się, współistnienia wbrew zasadom przemijania (*** Jego ptaki).
Bibliografia[]
Ryszard Matuszewski, Woda, palce i litery, „Życie literackie”, 1965 nr 31.
Stanisław Balbus, Z dziennika lektur poetyckich, "Życie literackie", 1971, nr 1.
Jerzy Pilch, Ryba w ogrodzie rozkoszy ziemskich. „Życie literackie” 1977, nr 1320.
Anna Legeżyńska, Proust i stan wojenny. „Twórczość” 1990, nr 11.
Wojciech Skalmowski, Powidok, „Kultura” (Paryż), 1992.
Piotr Łuszczykiewicz, Światło pod powieką. O poezji Bogusławy Latawiec, w: tenże, Pociąg do Poznania. Szkice i rozmowy, Poznań 2000, s. 89-105;
Małgorzata Czermińska, Bogusława Latawiec, w: Pisarki polskie od średniowiecza do współczesności. Przewodnik. Gdańsk 2000, s. 154-155.
Piotr Łuszczykiewicz, Żywina Bogusławy Latawiec, w: tenże, Bliskie czytanie. Interpretacje literatury XX wieku, Kalisz 2002, s. 83-89;
Natalia Astafjewa, Polskije poetessy, „Aleteja”, Sankt-Peterburg 2002, s, 54-56, 485.
Anna Węgrzyniakowi, Uczennice Przybosia. W: Stulecie Przybosia, Poznań 2002, s. 183-189
Justyna Wciórka, „Dopominanie” pisma. „Kresy” 2004, nr 4.
Jan Zieliński, Żywe zwierzę historii, „Przegląd polski” (Nowy Jork), 6 sierpnia 2004
Tomasz Mizerkiewicz, Autentyk odnaleziony, „Dekada Literacka” 2004, nr 3.
Maria Delaperriere, Quand les femmes se font poetes, w: La poesie polonaise du vingtieme siecle voix et visages”. Paris 2004, s. 63-65.