Wielkopolski Słownik Pisarek

Janina z Puttkamerów Żółtowska, ur. 9 lipca 1889 r. w Wilnie, zm. 8 lutego 1968 r. w Londynie, prawnuczka Marii z Wereszczaków Puttkamerowej (Mickiewiczowskiej Maryli), autorka książki wspomnieniowej Inne czasy, inni ludzie (Londyn 1959), powieści Ballada (1925) publikowanej w odcinkach pod pseudonimem Jan Rajewski w warszawskim „Dniu Polskim” oraz dziennika, który prowadziła od 5 lutego 1905 r. do 26 sierpnia 1936 r. Mimo niemal wyłącznie domowego kształcenia (języki obce, taniec, gra na pianinie, rysunek i malarstwo) zdobyła znaczną erudycję, a światowe obycie i rozwinięty zmysł obserwacji w połączeniu z przyrodzonym darem pisarskim uczyniły z niej świetną kronikarkę swojej epoki i formacji społecznej. W latach 1919-1933 mieszkała w Poznaniu, dokąd przeprowadziła się wraz z wywodzącym się z „jednej z pierwszych rodzin w Poznańskiem” (Żółtowska 2003: 385) mężem, profesorem Adamem hr. Żółtowskim, który na nowo powołanym Uniwersytecie Poznańskim objął Katedrę Historii Filozofii Nowożytnej. Jako jedna z ważnych postaci miejscowej socjety prowadziła tu bogate życie towarzyskie, interesowała się polityką, marzyła o karierze dyplomatycznej dla swojego męża, pisywała recenzje książkowe do lokalnej prasy, przyjmowała w swoim mieszkaniu przy ulicy Ogrodowej 9 wybitne osobistości z wyższych sfer, ze świata władzy, nauki, literatury i sztuki. W latach 1933-1939, po odejściu Żółtowskiego z uczelni, małżonkowie przebywali głównie w Bolcienikach, rodowym majątku Puttkamerów, często wszakże odwiedzając Wielkopolskę. We wrześniu 1939 roku przedostali się do Londynu. Na emigracji Adam Żółtowski prowadził ożywioną działalność organizacyjną i naukową, m.in. założył Polski Ośrodek Badań Naukowych, Żółtowska zaś współpracowała z londyńskimi „Wiadomościami”. Owdowiawszy w roku 1958, zmarła 10 lat później w domu opieki dla starszych pań.

Pochodziła z zamożnej, patriotycznej i konserwatywnej szlachty kresowej. Jej ojciec, Wawrzyniec Puttkamer, był właścicielem dobrze prosperujących dóbr w powiatach lidzkim i nowogródzkim, matka zaś, Zofia, wywodziła się z osiadłej na Polesiu bogatej rodziny Kieniewiczów. W Bolcienikach i w należącym do dziadków ze strony matki pałacu w Dereszewiczach spędziła autorka dzieciństwo i młodość, opisane następnie już z perspektywy emigracyjnej we wspomnieniach doprowadzonych do momentu zaręczyn z Żółtowskim w kwietniu roku 1910. Puttkamerowie i Kieniewiczowie należeli do ówczesnych elit ziemiańskich, kultywowali wzorce życia światowego, podróżowali po Europie i udzielali się towarzysko, nie zaniedbując wszakże spraw majątkowych. „Cały XIX w. i w Polsce i na Litwie należał do okresu, kiedy dorabiano się na ziemi i bogacono się, dziedzicząc ją albo kupując – stwierdzała po latach skłonna do socjologicznych uogólnień Żółtowska. – Obowiązek poświęcania się dla ziemi, tak zalecany w obyczajowych powieściach, w rzeczywistości był bardzo popłatnym interesem, o ile kogoś nie ogarnęła utracjuszowska gorączka. Najdziwniejszym było to, że nikt korzyści tak oczywistych nie nazwał po imieniu. Nikt też nigdy jasno nie powiedział, że własność ziemska w polskim ręku była jedyną i ostatnią obroną wolności, to znaczy, że w każdym polskim dworze, większym albo mniejszym, istniał ośrodek ludzi materialnie niezależnych. Wrogowie nasi rozumieli to lepiej od nas” (Żółtowska 1959: 27-28). Wychowana w takich warunkach i w takim klimacie, do końca życia pozostała wierna kresowemu etosowi ziemiańskiemu, chętnie podkreślając wyższość związanego z nim stylu życia, świadoma zarazem jego schyłkowości i ubolewająca nad pauperyzacją, jaka dotknęła jej warstwę w niepodległej Polsce. „W sercu moim wzbiera często głuchy żal do mojej ojczyzny zmieszany z nietłumioną pogardą dla moich współobywateli. – potrafiła wyznać w roku 1924, zniechęcona finansowymi problemami, jakie wskutek polityki fiskalnej nękały rodzinę Puttkamerów – [...] Żebym nie miała pojęć i cywilizacji europejskiej, może bym łatwiej znosiła to jarzmo. Czuję się na każdym kroku prześladowana i pamiętam doskonale, że pod panowaniem Rosjan byłam wolna i więcej szanowana” (Żółtowska 2003: 192). Skrajna konserwatystka, by nie rzec –reakcjonistka, admiratorka Romana Dmowskiego, z którym oboje Żółtowscy utrzymywali częste kontakty w czasie lat spędzonych w Poznaniu, pozwala sobie w dzienniku niekiedy nawet na uwagi o wydźwięku antysemickim: „Powiedział mi [Dmowski], że nie jest przeciwnikiem pogromów u nas, bo najważniejszym dla niego jest życie i możność rozwoju własnego narodu. Wiedziałam równie dobrze jak on, że kwestia żydowska jest zasadniczą kwestią naszego bytu” (Żółtowska 2003: 383).

Zderzenie „kresowości” z „poznańskością” bywało wielokrotnie przedmiotem jej refleksji w diariuszu; 28 listopada 1920 roku zanotowała na przykład, że: „W Poznaniu zamieszkuje jeszcze dużo uchodźców z Kresów. Spotkałam już wiele z tych pań, przeważnie miłych [...]. Wszystkie, pomimo skromności nowych warunków, zachowały w stroju więcej elegancji od potentatów Księstwa. Wszystkie nienawidzą Poznańskiego, jego obyczajów szorstkich i ciasnych” (Żółtowska 2003: 86). Sama długo musiała przekonywać się do swojego nowego miejsca zamieszkania i do tutejszych obyczajów. Rozmiłowaną w pięknych strojach i wnętrzach, w wielkopańskim geście, raziło ją tutejsze „toaletowe sknerstwo”, bezguście w urządzaniu domów, prowincjonalizm, przyziemność i odczuwalne wszędzie ślady pruskości. „Ziemia w Księstwie wydaje mi się zawsze odarta ze wszelkiej tajemnicy, płaska jak rycina. Cywilizacja niemiecka starła, zniwelowała wszelką rodzimość nawet w zakątkach leśnych. Pozostały tylko pojęcia pól i lasów, zamienione w jakąś ogólną produkującą maszynę. Życie we dworach najbardziej estetycznych i dostatnich straciło swój charakter wiejski. [...] Coś niby sól antyseptyczna zabiło rodzimość Księstwa. Komunikacja, bogactwo, polowania, obiady, myśli, zostały pozbawione stylu, który jeżeli się gdzieś błąkał, to martwy i odarty z atmosfery, jak zabytek muzealny. [Na Mazowszu] cywilizacja o wiek wyprzedzająca Kresy wydawała mi się swoista, powstała wbrew Moskalom, których ślad znikł kompletnie, jakby nigdy nie istniał. W Księstwie widzi się po dziś dzień batutę i miarę żandarma pruskiego” (Żółtowska 2003: 107).

Czternastoletni pobyt Żółtowskich w Poznaniu zamknął się znaczącymi datami. Przybyli tu na początku 1919 roku, tuż po powstaniu wielkopolskim, stając się świadkami i aktywnymi uczestnikami wielkiego wydarzenia, jakim było przybycie do miasta Komisji Międzysojuszniczej (tzw. misji Ententy) z delegatami Anglii, Francji, Włoch i USA, wyprowadzili się zaś w przykrych dla nich okolicznościach jesienią roku 1933, kiedy to wskutek tzw. reformy jędrzejowiczowskiej (od nazwiska jej autora, ministra Janusza Jędrzejewicza) Żółtowski utracił katedrę uniwersytecką. Reforma ta podporządkowała uczelnie wyższe i szkolnictwo rządowi, umożliwiając likwidację wielu katedr i tzw. rugi profesorów. Dziennik Janiny Żółtowskiej z tego okresu to przede wszystkim kronika życia towarzyskiego międzywojennej wielkopolskiej socjety – rautów, balów, pikników, herbatek, „żurków”, nieustającej procesji wizyt i rewizyt, premier teatralnych, wieczorów literackich, opisanych wszakże stylem ciętym, barwnym i z głęboką świadomością toczących się procesów społeczno-politycznych. Ze względu na swoją wartość dokumentalną, ale także literacką, zasługuje na to, by znaleźć się w kanonie wybitnych dzieł polskiej diarystyki. W roku 2003 wybrane fragmenty z szczęśliwie ocalałych z powstania warszawskiego rękopisów, znakomicie opracowane przez Barbarę Wysocką, ukazały się w Bibliotece „Kroniki Wielkopolskiej”. Całość dziennika przechowywana jest w zbiorach rękopiśmiennych Biblioteki Narodowej w Warszawie.


Bibliografia[]

  • Janina z Puttkamerów Żółtowska, Dziennik. Fragmenty wielkopolskie 1919-1933, wybór, opracowanie i wstęp Barbara Wysocka, Biblioteka „Kroniki Wielkopolskiej”, Poznań 2003;
  • Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Alma Book Co. Ltd., London 1959.