Wielkopolski Słownik Pisarek
Advertisement
Paulina Wilkońska

Paulina Wilkońska


Paulina Wilkońska (ok. 1815-1875) – jedna z pierwszych Polek zarabiających na życie pracą literacką; tłumaczka i redaktorka, autorka licznych romansów historycznych i powieści współczesnych, tekstów publicystycznych, pamiętników oraz listów.

Biografia pary[]

Na świat przyszła w 1815 roku w Swarzędzu pod Poznaniem, jej matką była Regina z Zadolskich, a ojcem dzierżawca lasów państwowych, Karol Laucz. Wykształcenie przyjęła na pensji w Poznaniu. W roku 1832 wzięła ślub ze sporo od niej starszym Augustem Wilkońskim, absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego, skazanym za udział w powstaniu listopadowym oraz wyzwanie na pojedynek i zranienie oficera pruskiego. Ślub odbył się w czasie krótkiego okolicznościowego urlopu skazańca, a zaraz po ceremonii nowożeńcy przeprowadzili się do twierdzy w Głogowie, gdzie Augusta czekało jeszcze 12 lat więzienia.

Tony wypisanych podań i łut szczęścia sprawiły, że już w 1836 roku August został zwolniony z więzienia i małżonkowie rozpoczęli kolejny etap życia, kontrastujący z przykrymi doświadczeniami zamknięcia za murami twierdzy. Często zmieniali miejsce zamieszkania, najpierw przebywali w Berlinie, potem w Warszawie, następnie przez rok dzierżawili wieś Garbatka w Lubelskiem, a potem ponad dwa lata żyli w Tynicy pod Radomiem.

W roku 1840 zdecydowali się osiąść na stałe w Warszawie, gdzie wiedli intensywne życie literackie i towarzyskie:

Pisaliśmy zatem oboje, a potem czytywali sobie nawzajem, cośmy poklecili. Ja śmiałam się, rozweselona obrazkami jego, Augusta oko zwilgotniało niekiedy przy którym z tkliwszych ustępów powiastki mojej. A nie było rywalizacji pomiędzy nami, bośmy sobie w drogę nie wchodzili wcale.

Organizowane co wtorek spotkania stołecznych literatów i dziennikarzy w domostwie Wilkońskich przeszły do historii jako jeden z sygnałów podtrzymania tradycji rozbitej już Cyganerii warszawskiej, a dokładnie prześmiewczo-ironicznej krytyki rozbudowanego ceremoniału i bufonady. Zawiązane „stowarzyszenie” o nazwie Cech Głupców było aktywne w latach 1844-1846, prezesem był sam Wilkoński, słynny humorysta i autor Ramot i Ramotek, do Cechu należeli m.in. Narcyza Żmichowska (Dziwnie Głupia), Teofil Lenartowicz (Tkliwie Głupi) czy Aleksander Niewiarowski (Wcześnie Głupi). Cech specjalizował się w utworach satyrycznych i humorystycznych różnego gatunku (wiersze, rysunki, utwory prozatorskie). Wilkońska edytowała z mężem efekt spotkań Cechu Głupców, pismo Dzwon Literacki, czyli zebrane prace pisemne, obowiązujące w comiesięcznym rozrachunku każdą zrzeszoną osobę. W 1846 roku ze względu na represje policji carskiej archiwum Cechu zostało zniszczone.

Paulina prowadziła salon, do którego bywalców należeli najważniejsi intelektualiści i literaci Warszawy. Środowisko „Biblioteki Warszawskiej”, „Przeglądu Naukowego” i Cyganerię warszawską empatycznie i barwnie opisała Paulina w swym najsłynniejszym dziele: Wspomnienia o życiu towarzyskim w Warszawie (1871).

Czas literackiej aktywności zakończył się dla Wilkońskich z roku 1848, kiedy władze carskie zarzuciły Augustowi utrzymywanie kontaktu z rewolucjonistami na emigracji. Oskarżony przez rok więziony był w Cytadeli, skąd przeniesiono go do twierdzy w Zamościu. Paulina po raz kolejny postanowiła dołączyć do męża w więzieniu: spędzili tu kolejny rok życia. Z końcem 1850 roku wrócili do Warszawy, gdzie nie zaznali długo spokoju. Po kilku miesiącach August otrzymał nakaz natychmiastowego opuszczenia Królestwa. Wyjechali do Karlsbadu, po czym powrócili w swe rodzinne strony, do majątku Siekierki w Poznańskiem. Wilkoński zmarł w lutym następnego roku. Paulina po śmierci męża tylko raz opuściła Wielkopolskę. Zmarła w Poznaniu 9 czerwca 1875 roku.

Kobieta-pisarka[]

Paulina Wilkońska przez całe dorosłe życie intensywnie oddawała się twórczości literackiej. Pierwszą powieść pt. Helena, napisała niedługo po ślubie, kiedy towarzyszyła mężowi w głogowskiej twierdzy: miała wtedy niewiele ponad dwadzieścia lat. Książka (wraz z utworem Wróżka) ukazała się dopiero w latach pięćdziesiątych; znacznie wcześniej, wtedy, gdy małżeństwo osiadło w Warszawie, Paulina zadebiutowała w Pierwiosnku (piśmie Pauliny Krakowowej) opowiadaniem Zasłona księżniczki Elizy Radziwiłłowej. Drobne utwory, prozatorskie i felietonowe podpisane jej nazwiskiem (bądź pseudonimem Paulina z L-W) można było znaleźć w takich czasopismach, jak Przegląd Naukowy, Zorza, Biblioteka Warszawska, Dwutygodnik Literacki, ale także: Niewiasta, Tygodnik Mód, Dziennik Mód Paryskich, Czytelnia dla Młodzieży, Dzwonek, Strzecha, Przyjaciel Dzieci, Rodzina.

Inspirowana gotyckimi romansami suspensu oraz romansami historycznymi, Paulina napisała kilkanaście powieści o znaczących tytułach i podobnym schemacie fabularnym, tj. romansowo-przygodowym, o wartkiej akcji i suspensie albo o charakterze melodramatycznym, np. Kanna z Grzymałowa. Powieść z czasów Kazimierza Wielkiego, Wróżka. Powieść z ubiegłego stulecia, Fatamorgana. Powieść, Skalińce. Opowiadanie z przeszłości, Trucizna. Powieść, Panna Kasztelanka czy Dziedziczka Jodłowca. Zajmowała się także literaturą i publicystyka dydaktyczną, skierowaną do młodzieży, np. Bez przesądu. Szkic współczesny, Dwa śluby. Powieść. Z dodatkiem powiastki: Próżność ukarana albo Powiastki dla panienek. Jej twórczość obejmuje także popularne w owym czasie obrazki i szkice: Wieś i miasto. Obrazy powieści, Godzina rozrywki. Zbiór powieści, szkiców i obrazów. Prowadziła bogatą korespondencję (ponad 200 listów) z Józefem Ignacym Kraszewskim i innymi ludźmi pióra.

Jej nazwisko było rozpoznawalne i popularne nie tylko wśród intelektualnych elit – przede wszystkim na jej kolejne utwory czekały polskie czytelniczki i czytelnicy. Niejedną powieść udało się Wilkońskiej opublikować za przyzwoleniem cenzury – jako że po śmierci męża utrzymywała się jedynie z pracy literackiej (a i wcześniej nie raz była odpowiedzialna za finanse małżonków), miało to ogromne znaczenie: nie tylko dlatego, że poszerzało krąg odbiorców, ale przede wszystkim pozwalało legalnie udowodnić samodzielność finansową wdowy bez pokaźnego majątku.

Pisanie „w obecności” cenzury miało też swoje wady – Wilkońska na wiele bliskich jej i ważnych tematów nie mogła swobodnie się wypowiadać, na przykład rozprawiać nad losem powstań i powstańców. Jako jedna z pierwszych kobiet pióra na ziemiach polskich musiała także liczyć się z gustami i oczekiwaniami czytelniczek i czytelników. Nie miała przy tym charakteru amazonki, jak jej rówieśniczka, bezkompromisowa Julia Woykowska; nie posługiwała się męskim pseudonimem literackim, jak George Sand, raczej korzystała ze sprawdzonego toposu skromności (pióra w wątłych dłoniach), a dzięki pogodzie ducha, ciepłu i życzliwości, zjednywała sobie otoczenie – zarówno jego męską, jak i żeńską część.


W warszawskim salonie[]

Bywalczyni salonów – i prowadząca salon własny – żyła w towarzystwie wykształconych mężczyzn i światłych kobiet, połączonych bliskimi zainteresowaniami i ideami, dla których sprawy płci, ich powinności stanowiły przedmiot żartobliwych rozmów, gdzie relacje układały się partnersko. Tak przynajmniej jawi się warszawskie towarzystwo Wilkońskich we wspomnieniach Pauliny, która opisała tutaj nie tylko słynnych mężów stanu i poetów, ale także bliskie jej kobiety, niejednokrotnie centralne postaci ówczesnego życia towarzyskiego, dziś już zapomniane. Wybiórczość historii to jednak inny temat rozważań (ale na marginesie trzeba dodać, że do tej pory nie powstała monografia twórczości Pauliny Wilkońskiej ani próba biografii pisarki), zaś konfrontacja przekazów słowników i encyklopedii z relacjami naocznych świadków czasem stanowią miłą niespodziankę. Oto znaczący przykład (jeden z wielu) zanotowany przez Wilkońską:


Pani Kornelia z Krajewskich Paszkowska, siostrzenica jenerała Klickiego, jedne z mężem [Józefem Paszkowskim – dop. L.M.] dzieliła zapatrywania — i podobno zgodniejszego nie było małżeństwa. Pisywała także różne artykuły, ale bezimiennie. A jej główne z zamiłowaniem zajęcie stanowiło malarstwo, mianowicie też krajobrazy, w których dużo jest prawdy i wdzięku. Przyjemna, dobra, pełna względności, wykształcona, skromna, szczera i naturalna — kochać kazała się tym wszystkim, którzy ją znali. Mąż jej lubił, że zajmowała się pędzlem, i gdy go było zapytać:

— Cóż robi pani pułkownikowa? Odpowiadał z wyrazem zadowolenia:

— Maluje.

Oczywiście, można od razu zarzucić „partnerstwu” Paszowskich, że Kornelia pisze pod pseudonimem, a jej obrazy nie są wysoko cenione na rynku sztuki. Tylko że w pierwszej połowie XIX wieku (a stan ten przeciągnął się znacznie dłużej) kobiety częściej ukrywały przed rodziną jakiekolwiek przejawy ekspresji twórczej, niż dzieliły się swoimi pasjami, pseudonimem zaś posługiwali się równie często mężczyźni, co kobiety, a to znów ze względów politycznych. Wilkońska pisze o czasach, kiedy mąż mógł żonie zakazać „rozrywek”, a konserwatywne mieszczaństwo nie akceptowało wcale kobiet na salonach – porównując koleje losu autorki Podkomorzyny i wspomnianej już Julii Woykowskiej trudno nie zauważyć ze smutkiem, jak znacząco różniła się atmosfera życia w światowej Warszawie i prowincjonalnym, konserwatywnym Poznaniu.

Ważne jest bowiem to, że Wilkońska opisała małżeństwo Paszkowskich nie jako wyjątek od reguły czy przedziwną salonową aberrację, ale jako warszawski status quo. Jej wspomnienia są poświęcone w równej mierze mężczyznom i kobietom – ich artystycznej twórczości i towarzyskim koligacjom. Tak wygląda dalsza część opisu salonu Paszkowskiej:

Żyła przez lat wiele w serdecznej przyjaźni z jenerałową Sowińską, której pogrzeb i cześć jej bohatyrskiej pamięci małżonka oddana tak historycznego nabrała rozgłosu. Można u pułkownikostwa było spotkać pierwsze naukowe powagi, znamienitego malarza Januarego Suchodolskiego, obywateli wiejskich — starych i młodych. Tam poznałam panią wojewodzicową z Wąsowiczów Czarnecką, jedną z najprzyjemniejszych Polek, umiejętną malarkę i muzyczkę z wyższym poczuciem. Córkę tejże, panią Bożydar-Podhorodeńską. Jenerałową Malletską, Mallet de Granville, wraz z córką Walerią Morzkowską — obiedwie znane jako uzdolnione autorki.


Spore fragmenty wspomnień przypominają wręcz encyklopedyczne hasła: Wilkońska krótko charakteryzuje aktywność zawodową i artystyczną każdej wspomnianej postaci, wymienia tytuły utworów wraz z opisaniem przynależności gatunkowej, podaje czasopisma, w których można znaleźć utwory danej osoby, dopiero później przytacza anegdoty salonowe czy cytuje wpisy do swego albumu.

Trudno przecenić wspomnienia Pauliny – chociażby dlatego, że pomagają rozwikłać zagadki pseudonimów wielu polskich publicystek. I jakkolwiek większość koleżanek Pauliny po piórze nie było związanych z Wielkopolską, nie można pominąć ich teraz milczeniem – utwór Wilkońskiej stanowi także dowód serdecznych kobiecych przyjaźni (na przekór Balladynie). Szczególnie ciepło wspominała Wilkońska Katarzynę z Lipińskich Lewocką, publicystkę i pisarkę, prowadzącą salon literacki i zaprzyjaźnioną z Klementyną z Tańskich Hoffmanową. Za pośrednictwem Lewockiej Paulina przekazała Hoffmanowej, którą uważała za wielki autorytet, kilka swoich powieści i otrzymała miły list, polecający jej gładkiemu pióru tematykę historyczną. Bardzo ważną osobą była dla Wilkońskiej matka Deotymy, Nina Łuszczewska, którą opisywała ciepłymi, pełnymi wdzięczności i podziwu słowami, a także wojewodzina Anna Nakwaska, znana z oryginalnego humoru czy celnie wyłapujące wszelkie muzyczne talenty, Seweryna Pruszakowa. Hanna Wójcicka (z domu Magnuszewska) i Tekla Maciejowska z Krzyżanowskich, Monika Korzeniowska (z domu Vogel) – wszystkie te kobiety były nie tylko żonami słynnych mężów. Przede wszystkim prowadziły w swoich domach salony literacko-artystyczne.


W kręgu ziemiaństwa[]

Alina Witkowska pisała, że książki Pauliny to literatura o kobietach (…)jakby jedna powieść o jednej kobiecie (…): ta sama o tej samej, tak dalece podobne są losy bohaterek, problemy wobec których stawia je życie. Wybory jakich dokonują i perypetie powieściowe, poprzez które ten kobiecy teatr życia oglądamy. Trudno się z tym sądem w pełni zgodzić. Owszem, powieści Wilkońskiej, zwłaszcza te pisane po powrocie z Warszawy w rodzinne strony, można opisać jako polską realizację biedermeieru z całym tego nurtu obciążeniem ideowym i tematycznym, czyli zgodnie z propozycją badaczki. Wilkońska przedstawia tu polską kulturę ziemiańską wraz z jej systemem wartości i obyczajami, gloryfikuje wieś, w opozycji do zdemoralizowanego miasteczka, optymistycznie wierzy w szlachetność i czystość, mogących przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu, wrogów (zaborców i zepsutą szlachtę).

Ale „kobiecość” utworów Wilkońskiej nie jest tak oczywista, szczególnie w ich powierzchniowej, fabularnej warstwie, która przedstawia zarówno sceny z męskich spotkań w Bazarze przy kartach czy ojcowsko-synowskich rozmów za zamkniętymi drzwiami, jak i samotne spacery wypełnione marzeniami panny na wydaniu czy dyskusje o planach karnawałowych matek. Wilkońska szkicowała z równym zainteresowaniem i ciężarem ideowym komplementarny, dwupłciowy świat, z tym, że był to świat tradycyjnych wartości, mocnych podziałów na męskie (ekonomia, polityka) i kobiece (dom, salon) i na tym tle zarysowanych odwiecznych miłosnych historii. Ale niejednokrotnie czyniła to w sposób polemiczny – i w pewnym sensie bardzo odważny.

W swej krytyce była Wilkońska subtelna, ale konsekwentna: jeśli jej powieści wydają się dotyczyć głównie miłości i spraw mariażu, to przedstawiają zazwyczaj konflikt między prawami serca a twardym rynkiem małżeńskim, niezależnym nie tylko od pragnień kobiety, ale też młodego mężczyzny – będącego jedynie wykonawcą ekonomicznego prawa zysku i opłacalności (za którym stoi rodzina). Na rynku kobiet i mężczyzna, zwłaszcza bohater pozytywny – szczerze kochający i szlachetny – jest towarem, pokazywała Wilkońska – skoro, zgodnie z ówczesnym prawem, dzieci podporządkowane były woli rodziców, najczęściej twardo stąpających po ziemi i pragnących zabezpieczenia materialnego dzieci.

Karty jej powieści wypełnione są postaciami wdów czy ciotek, dających się oszukać eleganckim bankrutom, mimo sprzeciwu podopiecznych, które przeczuwają, że z przyszłym mężem czekać je będzie tylko nieszczęście. Jakże często mężczyźni wykorzystują i porzucają kobiety (dla kart, alkoholu, zagranicznych wojaży), nie traktując ich jako partnerek, ale równie często mądrzy, bogobojni mężczyźni muszą stawiać czoła niechęci przyszłych teściów, walczyć z niezrozumieniem, plotkami i obmowami. Gdy w jakiejś rozmowie tradycyjny patriarcha kąśliwie wypowie się o kobiecych słabościach – jego wypowiedź zaraz kontrapunktuje inna, biorąca kobiety w obronę: -Wszelako ładne sukienki i fraszki toaletowe, fraszki niekiedy arcy-kosztowne, nader miłe dla kobiety stanowią przedmioty. - Przez poczucie piękna, mój ojcze! W tym samym utworze występuje rozrzutna modnisia, rujnująca męża i kobieta samodzielnie i rozsądnie prowadząca gospodarstwo ziemskie: Miała i wielce praktyczny rozum, rozum liczebny, oparty na domyślności niewieściej. A czemżesz to jest taka domyślność niewieścia? Wyższą zaiste od dyplomatycznej woni najbieglejszych polityków dzisiejszych.

Była Wilkońska w pewnym sensie tendencyjna, bo przedstawiła ludzkie typy, nie indywidualności, ale nie schematyczna, nie stereotypowa. W najgłębszych, podskórnych warstwach swej twórczości krytykowała umowę społeczną, prawo rodzajowe i jego legalne wykładniki, pokazywała różne wzory życia, nie tylko tradycyjne, choćby tradycyjne były najbezpieczniejsze. Posługiwała się często łagodną ironią i humorem, także pozornie wymierzonymi w siebie jako pisarkę. Przykład znamienny, bo wskazujący, jak trudnym zadaniem jest opisanie prozaicznych, wydawałoby się, czynności związanych z przygotowaniem świątecznego śniadania (kobiecego krzątactwa) z utworu Wieś i miasto (1841):

W wielką sobotę pod wieczór w domu Porajów ustało już to przedświętne krzątanie się, którego godnie opisać, żaden się jeszcze wieszcz nie ośmielił. Nie należę do zarozumiałych kobiet, co się na najtrudniejsze przedmioty zuchwale rzucają: pominę więc brzęk moździerzy, stukanie krających migdały noży, ten nieokreślony kłopot o utrafienie pieca; opuszczę te słomki, co we wnętrza poważnych bab stawianie, o ich dojrzałości świadczyć miały; z żalem pominę radość starego kucharza, któren dumnie na wystrojonym bukszpanem i chrzanu korzonkami łeb dzika spoglądał; napróżnobym się siliła skreślić zadowolenie panny Brygidy, pokrewnej rezydentki w domu Porajów, która baranka z masła, z chorągiewką, ze swego wyniosła pokoju. Nie, zaiste – czuję, że to przechodzi siły pióra mojego. Raczej opowiem: iż o szarej godzinie po odjeździe księdza proboszcza, któren szynki, baby, placki, kiełbasy, bułeczki, chleb, ser, jaja i masło, gorzałkę, ocet, likwory, wino, piwo i oliwę, pieprz, cukier, sól, kawę i.t.d. już był poświęcił, - ze wszystkich stron dzieci sędziwych Porajów – jakoby na omówione hasło – zjeżdżać się poczęły.

Pisarka umiejętnie pogodziła własne przekonania, w tym oczywiste dla niej równe znaczenie i wartość mężczyzn i kobiet, ze schematem fabularnym powieści, której odbiorcy wywodzili się z konserwatywnego, ziemiańskiego środowiska. Pisała w końcu nie dla przyjemności, a dla chleba.


Wielkopolska[]

Nazwa rodzimej dzielnicy pojawia się tylko raz w tytule publikacji Wilkońskiej: akcja Obrazka poznańskiego (1857) rzeczywiście rozgrywa się w Wielkopolsce: (…) Poznańskie jest kolebką moją: tutaj pierwszy zmówiłam paciorek – tutaj pierwszą zanuciłam piosenkę – tutaj łzę pierwszą wylałam pisała we wstępie do powieści, a wielkopolską wieś opisywała zgodnie z powszechnym przekonaniem o solidności i uporządkowaniu tego rejonu:

Gęsto po żyznych łanach posiani hubiarze nadając okolicy cechę całkiem odrębną od innych prowincyj polskich, świadczą, że jesteśmy w Poznańskiem. Te porządnie zabudowane gospody, ocienione w drzewa, zagrodzone płotami, jakkolwiek lepszego bytu włościan dowodzą, nasuwają wszelako odosobnieniem swojem myśl niemiłą – niby tęskną i smutną -, jakowego rozdziału: niełączenia się w jedno ogniwo. Gdzieniegdzie dach czerwony jaskrawo wśród młodej zieleni wystrzeli – ale wdzięczniej, więcej błogo wabi widok szarego kościółka wpośród kilku wysoko wybieg łych drzewin; Bożamęka ponad drogą w głogowym wieńcu; wioska o słomianych strzechach, do której droga topolami sadzona wiedzie, biały dworzec ponad sinem jeziorwm, szaremi kryty Szkudłami – bo to jest swojski obrazek''.''

W kręgu wielkopolskich ziemian i pracującego na wsi oraz w małych miasteczkach ludu toczą się akcje kilku powieści i obrazków Wilkońskiej, a chociaż nieczęsto autorka opisywała typowe dla Poznańskiego stroje, zwyczaje czy krajobrazy, to można w jej twórczości wyłuskać kilka interesujących akcentów. Przejmujący, krótki utwór Dwie mogiły. Powieść z podań ludu poznańskiego przedstawia ludowy zwyczaj zmówin i oględzin, czyli swatania i oświadczyn, podczas których kandydat poszukuje swojej wybranki jako zagubionej źrebiczki: Miała Oczki kiej tareczki, Buzię jak śmietanę,/ I białę ząbeczki,/ Jagody rumiane, a gdy już ją odnajdzie, przy pomocy starszyzny rodu, „źrebiczka” zostaje oprowadzana panny po izbie, w celu sprawdzenia, czy nie kuleje – zakuleć musi, wtedy bowiem wybranek mówi, że choćby i na dwie nogi kulała, to jego ukochana i zagubiona wybranka, po czym następuje symboliczny pocałunek i podkurek obydwu rodzin. Radość odnalezienia nie trwa jednak długo: ubrani w piękne, odświętne stroje, narzeczeni na jarmarku zamiast wybierać gości weselnych, spotykają Opętaną z Gołańczy, wijącą się i krzyczącą, która zbiera datki na odkupienie biesów, a zaraz potem Marysia wpada w oko paniczowi, który planuje wykraść ją jako służącą. Janek, nie zastanawiając się długo, zabija narzeczoną i siebie – taka jest legenda dwóch skromnych grobów, pokrytych darniną, które spotyka się na drodze z Poznania do Dąbrówki.

Gniezno, Swarzędz, Owińska, Siekierki, Kostrzyn, Wierzonka, Gołańcz oraz dzielnice Poznania: Chwaliszewo, Śródka, i oczywiście, Stare Miasto, pojawiają się jako miejsca akcji czy też wspomnień bohaterów powieści Wilkońskiej: zawsze jako miejsca historyczne, realne, ale też idylliczne, a zarazem symboliczne:

Iwno: jezioro w nizinie, niby wielkie zwierciadło w marmurowej osadzie; na niem wysepka w kształcie dużego kopca, a na wysepce figura św. Wawrzyńca, i gniazdo bocianie za rosochatym drzewie. Ponad jeziorem domek otoczony wierzbami, poza nim ogród w piękne drzewa bogaty; dwa pozostałe szare pawiloniki od dawnego pałacu; fontanna – a dalej, wprost kościoła, znowu na podniesieniu, nowy pałac pięknej, eleganckiej struktury wyzierający z poza drzew nad wyraz wdzięcznie u uroczo.


Lucyna Marzec



Bibliografia[]

Nowy Korbut. Romantyzm, opr. zesp. pod red. Irminy Śliwińskiej. PIW, MCMLXX, tom 9, s. 269-303.

Dawni Pisarze Polscy od początków piśmiennictwa do Młodej Polski. Przewodnik biograficzny i bibliograficzny. IBL, warszawa 2004, tom 5, s. 54-58.

Wielkopolski Słownik Biograficzny, PWN, Warszawa-Poznań 1981, s. 821-822.

A. Witkowska, Paulina Wilkońska, w: Obraz Literatury Polskiej. Literatura Kraowa w okresie romantyzmu 1831-1863, Kraków 1988, s.499-510.

A. Kruszyńska, Warszawa a odczucie wspólnoty: pryzmat życia salonowego we wspomnieniach Pauliny Wilkońskiej, w: „Przegląd Humanistyczny” R.42, nr 3 (2008), s.61-70.


Netografia[]

Zbiór tekstów Wilkońskiej w Polskiej Bibliotece Internetowej:

http://www.pbi.edu.pl/site.php?s=ODQyOGNlZTQwOTY4&tyt=&aut=Wilko%C5%84ska&x=54&y=14

Moje wspomnienia o życiu towarzyskim w Warszawie - Polska Biblioteka Internetowa

Dziedziczka Czarnolic - Polska Biblioteka Internetowa

Dwa śluby - Polska Biblioteka Internetowa

Różni ludzie. Powieść. Tom I - Polska Biblioteka Internetowa

Różni ludzie. Powieść. Tom II - Polska Biblioteka Internetowa

Swarzędz - miasto pisarek i poetek


Opracowała: Lucyna Marzec

Advertisement