Wielkopolski Słownik Pisarek
WF

Wirydianna Fiszerowa, de domo Radolińska, 1⁰voto Kwilecka; 1761-1826, córka Józefa Radolińskiego, chorążego, a później podkomorzego wschowskiego (zm. 1781), oraz Katarzyny z Raczyńskich (1744-1792). Autorka spisanych w języku francuskim wspomnień zatytułowanych Dzieje moje własne i osób postronnych. Wiązanka spraw poważnych, ciekawych i błahych, obejmujących lata rozbiorowe i porozbiorowe. Przez współczesnych nazywana ponoć polską Madame de Staël. Gorąca patriotka, w pamiętniku tym relacjonuje dzieje własne i swojej rodziny oraz różnych „osób postronnych” na tle burzliwych wydarzeń historycznych, od konferederacji barskiej do powstania Królestwa Kongresowego.

Skoligacona z najzacniejszymi rodzinami szlachty wielkopolskiej (Raczyńscy, Działyńscy, Kwileccy, Bnińscy, Mielżyńscy), po rozwodzie z pierwszym mężem, Antonim Kwileckim (zm. 1814), w roku 1806 poślubiła generała Stanisława Fiszera (1786-1812) – ucznia Szkoły Rycerskiej, adiutanta Kościuszki podczas insurekcji (w trakcie której został ranny), w czasach kampanii napoleońskich szefa sztabu Księstwa Warszawskiego, poległego ostatecznie w bitwie pod Winkowem. Bieg historii i koleje życia Wirydianny sprawiły, że było jej dane pozostawać w zażyłych stosunkach z najwybitniejszymi postaciami epoki i osobiście uczestniczyć w wielkich wydarzeniach, takich jak Sejm Czteroletni, insurekcja 1794 roku, czy wyprawa Napoleona na Rosję. Z Tadeuszem Kościuszką łączyła ją wręcz bliska przyjaźń, z jej strony nosząca znamiona miłosnego zauroczenia; to właśnie Naczelnik wyswatał ją z generałem Fiszerem.

Obdarzona świetną pamięcią, zmysłem obserwacji, instynktem politycznym, trzeźwym (i niekiedy złośliwym) stosunkiem do rzeczywistości i bliźnich, a także dużą dozą samokrytycyzmu, okazała się nadto utalentowaną pisarką, dzięki czemu jej pamiętnik stanowi nie tylko kopalnię wiedzy o czasach, w których żyła, i ludziach, których spotykała, lecz również pasjonującą dla dzisiejszego czytelnika lekturę. O motywach, które skłoniły ją do sięgnięcia w wieku lat ponad sześćdziesięciu po pióro, we wstępie do swoich wspomnień pisała następująco: Postawiłam sobie za zadanie napisanie opowieści prawdziwej, zachowując przytem aurę powieściową, a nade wszystko te cenne długie opisy, którymi lubię się rozkoszować przed zaśnięciem. Będzie to historia mojego życia. Sceną będzie, siłą rzeczy, moja ojczyzna. Wędrując przez sześćdziesiąt dwa lata po ziemi, gdzie ujrzałam światło dzienne, natknę się często na wydarzenia doniosłe, zagubię się w opisach bezwartościowych, będę mówiła prawdę, choćbym miała narazić się na zarzut, który czyniono pisarzowi Rousseau, że obnażał grzechy cudze pod wymyślnym pozorem własnej spowiedzi. Zdaję sobie sprawę, że rzecz jest kłopotliwa i że mogłabym jej skutków uniknąć, kłamiąc w dialogu ze sobą samą! Tak pisać to już lepiej wcale. Wynikiem mojej pracy będzie szkic kreślony z natury tego kraju, tak źle położonego, że pozostał krainą z baśni […]. Trzeba mieszkać w Polsce lub tam się urodzić, by móc wydać o niej sąd zdrowy. Trzeba uzbroić się w bezstronność w ocenie tak jej zalet, jak i wad. Tak sobie postanowiłam postępować i chcę słowa dotrzymać. Będzie mnie to kosztowało mniej, niżby się wydawać mogło, jestem bowiem z natury bardziej surowa dla tych, których kocham niż dla obojętnych (s.3-4).

Nieodrodna córa swojej epoki, wzorem Rousseau i Beniamina Franklina (również wymienionego i zacytowanego we wstępie), szczerość i autentyczność uczyniła głównym imperatywem własnej narracji, stąd w jej wspomnieniach znalazło się wiele szczegółów obyczajowych ujawniających różne strony życia codziennego rodzin szlacheckich i arystokratycznych. Komentarze, którymi Wirydianna opatrywała owe „obrazki”, świadczą o tym, że z dużym dystansem odnosiła się do swego środowiska i umiała na nie spojrzeć z zewnętrznej perspektywy. Szlachecki zwyczaj życia w gromadzie oraz nieustannego odwiedzania krewnych i znajomych objaśniała na przykład tak oto: Przodkowie nasi wiedli niegdyś żywot koczowniczy, potomkowie ich, bardziej cywilizowani, zachowali sam do egzystencji wędrownej. U siebie mieszkało się i jadło byle jak, nie oczekiwano niczego więcej u innych. Spotykano się często na większych zjazdach, czy to dla naradzenia się przed sesją sejmową, czy też dla wzięcia w niej udziału. Nie mniej częste były zjazdy rodzinne; do krewnych najdalszych zwracano się: „Panie bracie”, a że język polski nie miał w swoim słowanictwie wyrazu dla określenia kuzyna, bratem nazywano każdego szlachcica. Pod względem prawnym był nim istotnie. Kiedy „pan” miał tłum dookoła siebie, mówiło się: „Ma wielu przyjaciół”, a trzeba było ich wielu, by mieć wpływy i mir w narodzie. Nie było to zresztą zbyt kosztowne, gdyż klienci nie byli wymagający, byle w obejściu zachowywano obyczajowy ceremoniał. Młodzież szukała zabawy, ciągnęły ją fety, tak jak starszych „panów” interesy majątkowe, a że Polacy przebywali w miastach tylko dorywczo, ciągłe rozjazdy było na wsi jedyną rozrywką. Toteż bez przerwy przenoszono się z miejsca na miejsce. Taki panował obyczaj powszechny w dobie mej młodości (s.5-6).

Bez ogródek opisywała rozpowszechnione w jej sferze pijaństwo mężczyzn, z którą to narodową przywarą miała do czynienia osobiście. W obszernej charakterystyce pierwszego męża, dokonanej zresztą w tonie wyrozumiałym i pełnym sympatii, wspominała między innymi: Ruchy miał wariata, ale poglądy niezwykle trafne i umysł bystry. Nałóg pijacki przyzwyczaił go do lichego towarzystwa. Przyciągał do siebie jak magnes nicponiów z najdalszego sąsiedztwa i otaczał się nimi. […] miał słabą głowę i już po pierwszych kieliszkach bywał wykończony. […] co dzień między godziną czwartą i piątą widziałam, jak wnoszono mego męża na drugie piętro, i składano go na kanapie. Zjawiał się dopiero dnia następnego (s.225).

Związek z generałem Fiszerem uczynił z niej osobę znaną i cenioną wśród warszawskich elit, dopuszczaną do poważnych debat politycznych, do czego zresztą miała ewidentne predyspozycje – jeszcze za czasów Sejmu Czteroletniego pisywała mowy dla swego kuzyna-posła (ciężkiego na ciele i umyśle, s. 163), który sam sobie z tym nie radził. Jej barwne opisy sejmowych kuluarów i obyczajów socjety uczestniczącej w tym dziejowym wydarzeniu stanowią wspaniały komentarz kulturowy do oficjalnej historii tamtej epoki. Niezrównane, pełne celnych i dowcipnych obserwacji portrety takich osobistości, jak Stanisław August Poniatowski (nie wiem, czy był głęboki, był za to wszechstronny, s. 165), Ludwik XVIII, Tadeusz Kościuszko, Napoleon I czy książę Józef Poniatowski pozwalają dzisiejszemu czytelnikowi obcować z nimi w wymiarze osobistym, dzięki czemu burzliwa historia polityczna przełomu XVIII i XIX wieku nasyca się pełniejszym kolorytem i odcieniami.

Pamiętnik Wirydiany Fiszerowej szczęśliwie zachował się w rodzinnym archiwum Dobiesława Kwileckiego, który udostępnił go historykowi Adamowi M. Skałkowskiemu. Pierwodruk oryginału w języku francuskim miał miejsce w „Przeglądzie Historycznym” z roku 1934 (seria II, tom 11). Autorem znakomitego przekładu polskiego jest Edward Raczyński (1891-1992), prezydent RP na uchodźstwie w latach 1979-1986.

opr. Ewa Kraskowska

Bibliografia[]

  • A. Bołdyrew, Przemiany modelu życia wewnątrzrodzinnego a emancypacja kobiet w rodzinie i społeczeństwie na ziemiach polskich w latach 1795–1918 [w:] Oczekiwania kobiet i wobec kobiet. Stereotypy i wzorce kobiecości w kulturze europejskiej i amerykańskiej, pod red. B. Płonka-Syroka, Warszawa 2007, s. 13-33.
  • A.Cieński, „Dzieje moje własne” Wirydianny Fiszerowej na tle pamiętnikarstwa oświeceniowego, „Pamiętnik Literacki 1981, z. 2, s. 23-41;
  • W.Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych. Wiązanka spraw ciekawych, poważnych i błahych, z fr. przeł. E.Raczyński, przedm. J.Jasnowski, Świat Książki, Warszawa 1998;
  • W.Fiszerowa, Pamiętnik o Kościusze Wirydjanny z Radolińskich Kwileckiej-Fiszerowej, Warszawa 1934
  • E.Raczyński, Rogalin i jego mieszkańcy, wyd. Dęby Rogalińskie, Kraków 2003 (prwdr. Londyn 1961);
  • K.Koźmiński, Fiszerek, Warszawa 1964;
  • B.Krzywobłocka, Wielkopolskie damy, Poznań 1986

Linki[]